Opinie i komentarze

Rosyjska infiltracja trwa-Kordian Kuczma

11 kwietnia 2012, 13:29 /
Rosyjska infiltracja trwa-Kordian Kuczma
< a rel="attachment wp-att-602" href="http://www.jagiellonski.pl/?attachment_id=602"><img class="alignleft size-medium wp-image-602" title="Kordian Kuczma" src="http://www.jagiellonski.pl/wp-content/uploads/2011/06/Kordian-Kuczma-201x300.jpg" alt="" width="201" height="300" /></a>Praca specjalisty ds. bezpieczeństwa wydaje się niewdzięczna nie tylko dlatego, że ludzie z natury nie lubią słuchać kasandrycznych ostrzeżeń, lecz także z tego powodu, że kultura masowa ukształtowała owiany romantyzmem i często budzący sympatię obraz pewnych kategorii osób, które pojawiają się w analizach. O zagrożeniu ze strony piratów wielu przekonały wydarzenia w Rogu Afryki (choć na Bałtyku nadal sobie ich nie wyobrażamy – całkowicie niesłusznie), o naturze hakerów – ich gwałtowna reakcja na SOPA i ACTA. <strong>Sąsiad: imperium zła i sojusznika NATO</strong> Wydawałoby się, że aresztowanie członków działającej w USA i Wielkiej Brytanii rosyjskiej siatki szpiegowskiej w czerwcu 2010 r. będzie takim samym memento w kwestii pracy wywiadu i kontrwywiadu. Niestety, wydaje się, że osoby nie zajmujące się zawodową tą problematyką, zapamiętały z tej afery głównie atrakcyjną kobietę znaną jako Anna Chapman (prawdziwe nazwisko – Kuszczenko). To trochę jakby streścić całość włoskiego życia politycznego w haśle „bunga-bunga”. Tymczasem w niektórych krajach z racji ich strategicznego znaczenia szpiegostwo wciąż stanowi realne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwowego. Należy do nich m.in. Estonia – kraj przywiązujący dużą wagę do swojej obronności (jako jeden z nielicznych krajów członkowskich NATO przeznacza na te cele 2% swojego budżetu), stanowiący siedzibę natowskiego centrum ochrony cyberprzestrzeni. A jednocześnie sąsiad Rosji, dawna republika ZSRR i wciąż kraj o dużym odsetku często bardzo słabo zasymilowanej i nie poczuwającej się do lojalności wobec miejsca zamieszania mniejszości rosyjskojęzycznej. <strong>Były sowiecki milicjant wtyką FSB</strong> Jakkolwiek godzi to w schematy politycznej poprawności ukształtowane po zakończeniu „zimnej wojny”, praktyka pokazuje, że wszystkie te czynniki są w stanie stworzyć mieszankę wybuchową, która raz na kilka lat eksploduje. Ostatni „wybuch” miał miejsce 22 lutego bieżącego roku. Tego dnia przed planowanym wylotem z Tallina zatrzymani zostali wysokiej rangi specjalista ds. ekstremalnych organizacji w estońskiej policji bezpieczeństwa Aleksei Dressen i jego żona Viktoria. Mężczyźnie zarzucono przekazywanie rosyjskiej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa informacji związanych z charakterem swojej pracy, w tym objętych klauzulą tajności. Do ich przekazywania dochodziło podczas wyjazdów oficera do państw trzecich (funkcjonariusze agendy znanej pod nieprzyjemnie brzmiącym dla Polaka kryptonimem KAPO są objęci zakazem podróży do Rosji) lub za pośrednictwem jego partnerki. Jakie dokładnie tajemnice państwowe w ten sposób wyciekły, ustala wewnętrzne dochodzenie. Podejrzewa się, że były sowiecki milicjant przekazywał swoim mocodawcom informacje na temat kolegów z pracy oraz znanych mu tajnych operacjach. Oprócz bodźców finansowych, Rosjanie mogli przy werbunku wykorzystać wcześniejsze zawodowe potknięcia Dressena: usunięcie z funkcji dyrektora departamentu pod zarzutem defraudacji w 2001 r. i przyłapanie w stanie nietrzeźwym na służbie w 2007 r. Dressenom za zdradę kraju grozi kara więzienia w wysokości 6-10 lat. Co oczywiste, mimo przepracowanych w zawodzie prawie 20 lat i odznaczenia krzyżem za zasługi dla policji, domniemany szpieg został zwolniony z pracy, a jego konto bankowe zamrożone. Decyzja o ewentualnej konfiskacie zgromadzonych na nim środków jeszcze nie zapadła. <strong>Pouczający przypadek Simma</strong> Jak zawsze w takim wypadku, wysoka pozycja zatrzymanego w hierarchii służbowej wzbudziła zaniepokojenie opinii publicznej, jednak estońskie służby bezpieczeństwa są przyzwyczajone do tego typu ryzyka. Nie tylko eksperci Bałtyckiego Centrum Studiów nad Rosją są świadomi możliwości przebywania w Estonii dużej liczby uśpionych agentów zwerbowanych jeszcze w czasach KGB. W Tallinie i okolicach wciąż pamięta się o zdekonspirowaniu agenturalnej działalności Hermana Simma, byłego szefa kontrwywiadu wojskowego. 61-letni urzędnik, wtedy już przebywający na emeryturze, choć nadal posiadający dostęp do informacji niejawnych, został aresztowany wraz z żoną prawniczką w 2008 r. Był to pierwszy przypadek ujawnienia personaliów rosyjskiego szpiega po upadku ZSRR, co stanowiło poważny cios dla wizerunku tego państwa próbującego się dystansować od etykietki „imperium zła”. Simm, w lutym 2009 r. skazany na 12,5 roku więzienia, co nie dziwi w przypadku byłego pułkownika KGB rozpoczął współpracę z sowieckim wywiadem jeszcze przed odzyskaniem przez Estonię niepodległości. Uczynił to bojąc się ujawnienia jego nielegalnej aktywności handlowej. Już w nowej rzeczywistości został usunięty z funkcji komendanta policji pod zarzutem korupcji. Prawdopodobnie rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego na poważnie zainteresowała się jego osobą dopiero w 1995 r., kiedy osiągnął wysoką pozycję w resorcie obrony, która umożliwiała mu dostęp do tajemnic nie tylko państwowych, lecz również Paktu Północnoatlantyckiego. Odpowiadał m.in. za wymianę informacji z innymi państwami NATO i przyznawanie certyfikatów bezpieczeństwa urzędnikom. Dzięki temu znał szczegóły przygotowań do instalacji tarczy antyrakietowej i systemów przeciwdziałania cyberatakom. <strong>Wzmocnienie wizerunku Estonii</strong> Edward Lucas, korespondent “The Economist” i autor książki na temat rosyjskiego szpiegostwa na Zachodzie komentując aferę Dressena, stwierdził, że paradoksalnie tego typu wypadki kreują pozytywny obraz Estonii jako kraju istotnego dla europejskiej mapy bezpieczeństwa oraz na tyle przejrzystego, że zamiast wysyłać zdemaskowanych szpiegów na emeryturę, aby ukryć niedostatki swoich procedur rekrutacyjnych, ma odwagę wytoczyć im proces. Nadbałtycka republika z pewnością wolałaby uporać się z dziedzictwem przeszłości niż w podobny sposób robić dobrą minę do złej gry. Ze względów demograficznych i geograficznych jest to jednak praktycznie niemożliwe, szczególnie biorąc pod uwagę brak dobrej woli strony rosyjskiej. Niektórzy komentatorzy wytykają samym Estończykom uwikłanie w postsowieckie układy, czego dowodem ma być nieponiesienie przez szefa mniejszościowej Partii Centrum Edgara Savisaara konsekwencji po aferze podsłuchowej z jego udziałem w 2007 r. W takiej sytuacji pozostaje im jedynie wątpliwa satysfakcja ze zwiększonej świadomości wagi problemów, które mieszkańcy „starej Unii” znanych jedynie z piętnowanych obecnie za polityczną niepoprawność filmów. <em>Pierwotnie artykuł opublikowano w Gazecie Finansowej, nr 12/2012.</em> &nbsp;
-->