Opinie i komentarze

W obliczu nadchodzacego kryzysu, kosmetyczne zmiany nie wystarczą - Antoni Fałkowski

4 listopada 2011, 13:08 /
W obliczu nadchodzacego kryzysu, kosmetyczne zmiany nie wystarczą - Antoni Fałkowski
< p style="text-align: justify;"><a href="http://www.jagiellonski.pl/wp-content/uploads/2011/11/110710_antoni-zdjecie_informal.jpg"><img class="alignleft size-medium wp-image-1357" title="110710_antoni zdjecie_informal" src="http://www.jagiellonski.pl/wp-content/uploads/2011/11/110710_antoni-zdjecie_informal-225x300.jpg" alt="" width="225" height="300" /></a><strong>Zadłużenie Polski przekraczające 800 mld zł, czyli dług finansów publicznych na poziomie około 55 proc. PKB, wzrost inflacji i bezrobocia i wszystko to przy wyczerpujących się narzędziach, wspierających inwestycje i dochody państwa. W sytuacji gdy sprzedano już niemal wszystkie wartościowe spółki skarbu państwa, podniesiono VAT, zdecydowano o ograniczeniu transferów do OFE – rządowi obok całkowitej likwidacji OFE pozostało już jedynie chirurgiczne i obliczone na wielką skalę cięcie wydatków. </strong></p> <p style="text-align: justify;">Nawet w realiach „zielonej wyspy” – jeśli rzeczywiście Polska takową była – dług publiczny urósł o około 300 mld zł w cztery lata. Jeśli mimo wzrostu PKB, mimo podwyżki VAT i zmniejszenia transferów do OFE, rząd nie był w stanie utrzymać zadłużenia na stałym poziomie, oznacza to konieczność podjęcia szybkich i zdecydowanych działań ograniczających wydatki nieinwestycyjne.</p> <p style="text-align: justify;"><strong>Trzeba zastosować chirurgiczne cięcia</strong></p> <p style="text-align: justify;">Wcale nie jest niemożliwe, że rządzący nauczeni poprzednimi medialnymi sukcesami, zdecydują się na działania pobieżne i zamiast realnych zmian i reformy wydatków zaproponują nam podwyżki VAT, innych podatków oraz likwidację OFE. Warto jednak pamiętać, a pokazuje to chociażby przykład Grecji, że podwyżka podatków wcale nie musi oznaczać zwiększenia wpływów podatkowych, dodatkowo wprowadza kraj w recesję i zwiększa bezrobocie. Aby wyprzedzić wypadki, już dziś wskazane jest publiczne zaproponowanie przez obecny rząd propozycji ograniczenia deficytu budżetowego poprzez zdecydowane ograniczenie wydatków, nie zaś podnoszenie podatków.</p> <p style="text-align: justify;"><strong>Nie ma czasu na dalsze odkładanie reform</strong></p> <p style="text-align: justify;">Na zaplanowanie zmian w budżecie mamy naprawdę mało czasu. Podobnie strukturalna reforma wydatków stałych – w tym na rosnącą z roku na rok administrację – wymaga pewnego przygotowania. Nie zmienia to jednak faktu, że dalsze odkładanie decyzji, a tak należy widzieć postanowienie o przesunięciu terminu inauguracji nowo wybranego Sejmu, oznaczać będzie pogłębienie problemów i chaotyczne cięcia wydatków w chwili, kiedy oczywistym stanie się, niewykonanie założeń budżetowych. Konieczność ograniczenia wydatków, wymuszona drastycznym osłabieniem przychodów państwa (wywołanym recesją) oraz przekroczeniem progu 55 proc. PKB przez państwowy dług publiczny, oznaczać będzie nie tylko upadek szeregu inwestycji finansowanych z budżetu centralnego, ale także narazi Polskę na spekulacje walutowe i zwiększenie kosztów obsługi polskiego długu. Pewna już recesja, w niektórych państwach EU i wiążące się z tym ograniczenie polskiego eksportu, połączone z zatrzymaniem inwestycji i skokowym ograniczeniem wydatków państwa, w istotnym stopniu zwiększają ryzyko wystąpienia recesji również w Polsce. Przy takim scenariuszu, można się spodziewać dalszego pogłębienia kryzysu zadłużenia i konieczności wystąpienia o pomoc z zagranicy. Kryzys w Polsce wywołany przez recesję obejmie całą gospodarkę. Dotychczasowe posunięcia rządu skłaniają ku stwierdzeniu, że nie jest on przygotowany na taki scenariusz. Liczenie na pieniądze unijne w chwili, kiedy na krawędzi bankructwa jest Portugalia, Hiszpania i Włochy, a od roku na „kroplówce” pozostają Grecja i Irlandia, jest naiwnością. Niezależnie od tego fundusze unijne nie będą mogły być wydatkowane na spłatę rosnących kosztów zadłużenia. Jedyną alternatywą dla Polski, szczególnie przy spadających wpływach podatkowych (bez względu na to czy podniesiemy podatki, czy nie) pozostanie – obok korzystania z pomocy MFW – wystąpienie o pomoc do EBC. Zdanie się na ten scenariusz, bez uprzedniego przygotowania, będzie się wiązało – tak jak to jest w przypadku Grecji – z zasadniczą utratą suwerenności w podejmowaniu decyzji dotyczących finansów państwa. Stąd już teraz powinniśmy przedstawić projekt reformy finansów publicznych, a w grudniu Sejm powinien przegłosować pierwsze ustawy, zmniejszające wydatki z budżetu państwa. W tym kontekście ewentualna bierność opozycji musi być równie mocno skrytykowana, co bierność rządu.</p> <p style="text-align: justify;"><strong>Czyżby nacjonalizacja banków?</strong></p> <p style="text-align: justify;">Całkowicie odmienną kwestią, ale rozpatrywaną równolegle do kryzysu finansów publicznych, pozostaje stabilność polskiego systemu bankowego. Obniżenie płynności, a nawet ukryte bankructwo szeregu europejskich instytucji finansowych – wywołane przez recesję gospodarczą w całej UE, upadek Grecji, jak i ew. upadek innych państw strefy Euro – stawiają przed polskim rządem, NBP oraz KNF nowe wyzwania. Coraz bardziej realnym scenariuszem staje się masowa nacjonalizacja banków w Europie. Jaka winna być wówczas odpowiedź polskich władz? Abstrahując od sytuacji w Polsce, koniecznym jest przygotowanie odpowiedzi na taka alternatywę. W ramach wielu opcji powinno się założyć nacjonalizację banków także w Polsce. Wcale nie można wykluczyć sytuacji, kiedy w wyniku transferu środków za granicę, pogorszenia się struktury portfela kredytowego, część banków w Polsce będzie musiała zostać objęta dodatkowym nadzorem, a w ostateczności także nacjonalizacją. Ani argumenty zarządów banków, ani wypowiedzi niezależnych ekspertów – zapewniających, że polski system bankowy jest bezpieczny – nie są w pełni przekonujące. Banki pozbawione dywidendy, obłożone dodatkowymi kosztami przez banki matki oraz złe kredyty, których liczba w czasie recesji lawinowo wzrośnie, mogą wymagać dodatkowego dokapitalizowania. W czasie gdy same banki matki, przechodzić będą restrukturyzację (z nacjonalizacją włącznie) realnym scenariuszem staje się sytuacja, kiedy to polski rząd zostanie zmuszony do podjęcia działań podobnych do tych realizowanych przez swoich europejskich odpowiedników. Bez względu na to, czy będziemy ten problem widzieli jako szansę (na zwiększenie własności polskiego kapitału w polskim sektorze bankowym), czy też jako zagrożenie (spadek płynności sektora bankowego, ochrona depozytów ludności i inne) – rząd wspólnie z NBP i KNF musi już dziś wypracować kompleksowe scenariusze postępowania. W świetle opisanych powyżej problemów budżetowych i finansów publicznych, problem ten staje się tym bardziej istotny. Monitoring prowadzony przez KNF, już od 2008 r. powinien stać się punktem wyjścia do dalszych kroków, które zapewnią zwiększoną kontrolę nad stabilnością polskiego systemu bankowego.</p> <p style="text-align: justify;"><strong>Strzeżonego Pan Bóg strzeże</strong></p> <p style="text-align: justify;">Koniecznym staje się zwiększenie kontroli KNF i NBP nad bankami działającymi w Polsce, prowadzące w szczególności do ograniczenia nieuzasadnionych transferów poza polski system bankowy. Dodatkowo zasadnym wydaje się rozszerzenie kontroli Sejmu nad działaniami ministerstwa finansów oraz ministerstwa skarbu, w kontekście ewentualnego procesu nacjonalizacji instytucji finansowych w Europie i ewentualnego przeprowadzenia tego procesu także w Polsce oraz usprawnienie mechanizmów współpracy między rządem, KNF i NBP. Utrzymanie wzrostu PKB w Polsce, przy jednoczesnym utrzymaniu długu publicznego poniżej 55 proc. PKB, staje się bardzo mało realne. Doświadczenie uczy, że banki i fundusze, nie oglądając się na narodowe sentymenty, w przypadku recesji na rynku potrafią ratować się kosztem państw i społeczeństw. Przykładów z ostatnich lat można by podać co najmniej kilka. Standardowe w takich wypadkach oburzanie się na spekulantów w niczym nam nie pomoże. Najwyższy czas zacząć uczyć się na błędach, tak swoich, jak i innych. Tymczasem, w kraju stojącym przed tak ważnymi wyzwaniami gospodarczymi brak jest dzisiaj jakiejkolwiek dyskusji na ten temat. Co więcej, jak się okazuje po ostatnich głosowaniach w Sejmie, opinia publiczna została pozbawiona pełnego i nieograniczonego prawa do informacji o sytuacji finansowej państwa. Tym większa odpowiedzialność spoczywa dziś na KNF i NBP, które niezależnie od prac ministerstwa finansów powinny już teraz wypracować scenariusze działania, uwzględniające najgorszą sekwencję zdarzeń – z recesją w strefie euro i w Polsce, obciążeniem polskich banków kosztami złych kredytów przez spółki matki i transferem pieniędzy za granicę oraz nacjonalizacją banków w całej Europie włącznie. Strzeżonego Pan Bóg strzeże.</p> <em>Autor jest współpracownikiem Instytutu Jagiellońskiego, ekonomistą, niezależnym doradcą w zakresie zarządzania strategicznego.</em> <em>Pierwotnie tekst ukazał się w "Gazecie Finansowej", nr 43/2011. </em>
-->